poświęcone muzyce metalowej

Forum muzyczne

Forum poświęcone muzyce metalowej Strona Główna -> Relacje -> Sziget Festival, Budapeszt 10-17.08.2005
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Sziget Festival, Budapeszt 10-17.08.2005
PostWysłany: Pią 9:27, 26 Sie 2005
subcommandante
Diabeł bez wideł

 
Dołączył: 08 Lip 2005
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z otchłani i czeluści





A co tam, bylem to pomyslalem ze cos napisze... Very Happy

Zapewne czesc z was wie coz to takiego jest Sziget, ale dla tych co nie posiadaja tej cennej wiedzy spiesze z wyjasnieniami Very Happy

Otoz jest to chyba najwiekszy w tej czesci Europy festiwal „open air”, coraz bardziej depczacy po pietach legendarnemu dunskiemu Roskilde (a w tym roku pod względem programu nawet go przewyzszajacy, przynajmniej ja tak uwazam...). Z pewnoscia zas jest to festiwal najdluzszy. Pelne 7 dni koncertow to naprawde nie byle co i pod koniec już niestety daje się to we znaki... Rolling Eyes

Calosc opiera się na prostym acz genialnym pomysle aby tego typu impreze zlokalizowac na wyspie na Dunaju („sziget” to po wegiersku po prostu „wyspa”), praktycznie w samym centrum Budapesztu. W ten sposób teren staje się naturalnie odgrodzony od reszty miasta i przez caly tydzien może zyc wlasnym, rock’n’rollowym zyciem. I to chyba jest na Sziget najwazniejsze i najbardziej rzuca się w oczy – ten klimat permanentnej imprezy, odbywajacej się w wydzielonej czasowo i przestrzennie ze „swiata zewnetrznego” enklawie. Ludzie tam przyjezdzaja, rozbijaja namiot i na te 7 dni po prostu się „wylaczaja”. A na wyspie jest praktycznie wszystko, czego do zycia potrzeba – od naprawde licznych (i urozmaiconych) punktow z jedzonkiem i czyms do wypicia (cieszyl fakt ze cena tzw. „zlocistego napoju bogow” wszedzie była identyczna i niezbyt wygorowana), przez cale „ulice handlowe” (lacznie z festiwalowymi oddzialami Tesco), bankomaty, kantory po gabinety ginekologiczne Razz

Ale przeciez festiwal to przede wszystkim koncerty... To prawda, chociaz w przypadku Sziget tez nie do konca. Koncerty były tam tylko jedna z propozycji, która można było wybrac albo nie. To w zadnym wypadku nie jest impreza, na ktorej poza koncertami niewiele się dzieje. Wrecz przeciwnie. Mysle ze moglo tam być wiele osob, które nie widzialy w calosci zadnego koncertu, a i tak się swietnie bawily. Ilosc „atrakcji” była tam wrecz przytlaczajaca – roznego rodzaju imprezy w zaimprowizowanych klubach, skoki na bungee (z czego moja Katty, z która tam byłem, nie omieszkala skorzystac), teatry uliczne, konkursy sprawnosciowe, nauka zonglowania, fireshows, kino, kluby dyskusyjne itp. itd. Ogolnie, jak to się mowi, czego dusza zapragnie J Ale na tym wlasnie polega specyfika Sziget – tam się nie przyjezdza po to, żeby zobaczyc ulubione kapele, a przynajmniej nie tylko po to. Przyjezdza się przede wszystkim dla dobrej zabawy, a jeśli dodatkowo gra ktos ciekawy, to tym lepiej.

A co do samych koncertow... No coz, tutaj tez duzo się dzialo. Przynajmniej ja nigdy wczesniej w zyciu nie widzialem naraz tylu znanych kapel. W zamierzeniu organizatorow każdy powinien tam znalezc cos dla siebie i temu tez podporzadkowano dobor artystow. Taka taktyka zawiera w sobie pewne ryzyko, ale mysle ze w ostatecznym rozrachunku jednak się sprawdzila, zwl. w odniesieniu do takich osob jak ja, które lubia bardzo odlegle od siebie gatunki muzyki.

Koncerty odbywaly się na 5 glownych i co najmniej 10 mniejszych scenach, wiec na brak urozmaicenia trudno było narzekac. Tych 5 najwazniejszych scen to:
- Scena Glowna (najwieksze gwiazdy, bogaty przekroj gatunkowy)
- Scena Wan2 (szeroko pojeta muzyka alternatywna, z przewaga punka i reggae)
- Scena Hammerworld (metal i hard rock)
- Scena World Music (nazwa mowi sama za siebie)
- Dance Arena (cos w rodzaju wielkiej dyskoteki gdzie popisywali się jacys podobno slawni didzeje, nie wiem, nigdy tam jakos nie trafilismy.. Razz )
Jak widac troche tego było i rzeczywiscie praktycznie każdy mogl tam cos dla siebie znalezc. I tak milosnicy „nowego” rocka mieli Franza Ferdinanda, The Hives czy Mando Diao, punkowcy mogli poszalec przy Ska-P, Toy Dolls, The (International) Noise Conspiracy czy znanym z tegorocznego Woodstocku Beatsteaks, dla fanow reggae (i jego bardziej komercyjnych odmian) grali m.in. The Wailers i Sean Paul, zwolennicy elektroniki mogli sobie obejrzec Underworld i Basement Jaxx, a jak ktos wolal cos spokojniejszego to wybieral Morcheebe, Natalie Imbruglie czy Nicka Cave’a.

Natomiast amatorzy mocniejszych brzmien... No wlasnie. Jako ze jest to zasadniczo forum metalowe, postaram się skupic przede wszystkim na tym, co może zainteresowac tutejszych bywalcow, czyli na scenie Hammerworld. Na samym poczatku trzeba zaznaczyc, ze scena ta umiejscowiona zostala w najdalszym możliwym krancu wyspy, w odleglosci dobrego kilometra od wszystkich pozostalych. Było to dosc zabawne, bo w ten sposób stworzyla się wokół niej swego rodzaju „metalowa wioska”, do ktorej docierali tylko ci, którzy rzeczywiscie chcieli i niewielu było gosci przypadkowych. Z jednej strony pomysl fajny, bo milo się patrzylo na te zgrupowane tam „czarne zastepy”, praktycznie niewidoczne w innych czesciach wyspy (gdzie dominowaly raczej dready, kolorowe ubranka i ogolnie luz), ale z drugiej strony tylko potwierdza fakt, ze metal jest jednak wszedzie wstydliwie spychany na margines, ukrywany.

Na ulokowanej w wielkim namiocie scenie koncerty zaczynaly się codziennie ok. 16 i trwaly do 2-3 w nocy. Kazdego dnia graly przede wszystkim kapele lokalne, nieznane niestety chyba nikomu spoza Wegier, oraz 1-2 gwiazdy miedzynarodowe. Co do zespolow wegierskich to niestety nie jestem w stanie zbyt wiele powiedziec bo po prostu niewiele slyszalem. Jedyny zespol jaki pamietam to bardzo tam popularny Depresszio, grajacy nu metal i podobno (jak mowila Katty, która ich widziala) calkiem niezly.

Pierwsza gwiazda która tam grala było OBITUARY. Nie jest to kapela, która by mnie powalala na kolana, ale sluchalem ich jakies 10 lat temu wiec pozostal pewien sentyment. Kiedy zaczeli grac bylismy jeszcze w pobliskim namiocie Tesco w celu zakupienia wiadomego specyfiku i to akurat było dosc sympatyczne – kazdemu polecalbym stanie w kolejce po browar przy akompaniamencie Obituary Very Happy

A sam koncert – coz mozna powiedziec? Przyjemnie się tego sluchalo, pelen profesjonalizm, moc i ciezar, za który kiedys tak lubilem te kapele, ale bez specjalnych fajerwerkow. Gitarzysci grali solidnie, John tez darl się do mikrofonu calkiem przekonujaco, chociaz miałem wrazenie, ze jego wokal na zywo wypada jakos tak lagodniej niż na plytach, momentami ocieral się wrecz o spiew. Tytul ich ostatniego krazka jest jednak znakomity – swietnie oddaje klimat tego koncertu, który był taka troche podroza w czasie. Tak się gralo wlasnie jakies 10 czy 15 lat temu. Nie obeszlo się nawet bez tak już dzis archaicznej atrakcji jak rasowe solo na bebnach.. Very Happy

Drugiego dnia gwiazda Hammerworld był niemiecki ACCEPT. Publicznosc dopisala duzo bardziej niż na Obituary, ale my, jako ze Katty już ich widziala w tym roku na Tusce, a ja chcialem po prostu „zobaczyc legende” i biec na kolejny koncert, slyszelismy tylko kilka kawalkow. Jednak nawet to pozwolilo wyrobic sobie zdanie na temat ich wystepu, który – i musze to szczerze przyznac – był perfekcyjny pod kazdym względem. Wygladali dokladnie tak samo jak w Helsinkach, grali chyba tez podobne rzeczy, ale grali naprawde dobrze. Z energia, ktorej prozno by się spodziewac po tak wiekowych już dzentelmenach. Udo biegal po scenie w skorze i ciemnych okularach, gitarzysci wykonywali rozne uklady choreograficzne, slowem – heavy metal w czystej postaci. I chociaz taki styl mocno już traci myszka, to jednak ma swój urok i Accept potrafi to wykorzystac.

Kolejny dzien to przede wszystkim wystep THE 69 EYES. Od razu musze przyznac ze nie przepadam za ta kapela. Jak dla mnie nie ma w ich muzyce ani odrobiny oryginalnosci, to wszystko już dobrych pare(nascie) lat temu zrobili Danzig i Type O’Negative. No a image… jak kto lubi, do mnie to nie trafia, chociaz czasem przyjemnie sobie na cos takiego popatrzec Wink Poza tym sa troche niekonsekwentni, nie mogą się zdecydowac czy chca być gotycko-mroczni (Jyrki z natapirowanymi czarnymi wlosami, lancuchami i w czarnej skorze z bialym zarysem szkieletu...) czy rock’n’rollowi (basista, ktory wygladal jakby dopiero co zsiadl z Harleya gdzies na autostradzie nr 66... Razz ). Ale wiem ze wiele osob ich lubi, Katty tez się bardzo cieszyla przed tym koncertem, wiec postanowilem się nie uprzedzac i chyba bardzo dobrze, bo musze przyznac ze nawet się calkiem niezle bawilem. Chociaz i tak najwiekszy ubaw był przed koncertem pod scena, gdzie pieknie wystrojone i umalowane „mroczne damy” o sredniej wieku w okolicach 16 wrecz się zabijaly o miejsce przy barierkach i widac było ze jeszcze chwila a doszloby do rekoczynow Razz Zreszta przez reszte koncertu tez staly caly czas z lapkami w gorze, wpatrzone w Jyrkiego i piszczace cos o smierci i wampirach... Very Happy My się rozwaznie wycofalismy nieco do tylu żeby nas te male wampirki nie pozarly. Sam koncert był dosc dlugi, ale calkiem przyjemnie mi się to ogladalo. Zwl. perkusista zasluguje na uwage, swoja zywiolowa gra odstawial naprawde niezly show, a to wcale nie takie latwe jak się siedzi za garami. Finowie zagrali swoje wszystkie najwieksze hity (w tym oczywiście „Brandon Lee” jako ostatni bis) i mysle ze fanom grupy wystep naprawde mogl się podobac. Chociaz było tez kilka mankamentow, przede wszytkim naglosnienie – nie wiem kto wpadl na pomysl żeby było az tak glosno, ale w konsekwencji z glosnikow wylewal sie jeden wielki lomot, z którego trudno było cokolwiek wylowic. A w przypadku takiej grupy jak 69 Eyes melodie sa jednak dosc wazne. Poza tym (ja tego nie wylapalem, ale Katty, która zna ich tworczosc, mnie w tym uswiadomila) podobno dosc ostro się mylili w niektórych kawalkach, Jyrki zapominal tekstu itp. Ale tak to jest jak się przede wszystkim musi wygladac a dopiero potem spiewac.. Very Happy

Zaraz po 69 Eyes pobieglismy pod scene Wan2 żeby zobaczyc zdobywajaca ostatnimi czasy coraz wieksza popularnosc norweska grupe TURBONEGRO. Jeśli jeszcze ich nie znacie to mysle ze warto się z ich tworczoscia zaznajomic – graja bardzo fajna, energetyczna mieszanke punka, rock’n’rolla i glam rocka, przyprawiona ciekawym i widowiskowym wizerunkiem scenicznym (wokalista wyglada niemalze jak King Diamond). Niestety nie dane nam było wiele z niego zobaczyc, gdyz tlum był naprawde wielki (nie dalo się wrecz wejsc do namiotu, w którym znajdowala się scena), a scena wyjatkowo nisko. Wiec musielismy się zadowolic wrazeniami sluchowymi, a to tez do czasu gdy jakis mily pan zalal mi praktycznie cale spodnie niezidentyfikowanym ziolowym trunkiem... Wtedy nagle poczulismy ze jestesmy już bardzo zmeczeni i zdecydowalismy się opuscic szalejaca mase. Po tym co udalo mi się uslyszec wnioskuje ze to mogl być jeden z lepszych wystepow na festiwalu wiec troche zaluje, ale uslyszalem na zywo „All my friends are dead!” wiec nie było tak zle Smile

No i wreszcie nadszedl czwarty dzien festiwalu, na który wegierscy (i nie tylko) fani mocnego grania czekali z niecierpliwoscia – tego dnia gwiazda (na glownej scenie) był KORN. Nigdy wczesniej (ani nigdy pozniej), nie widzielismy na wyspie takiego tlumu. Podobno tego dnia jedyny raz zaprzestano wpuszczania ludzi ze wzgledow bezpieczenstwa – po tym jak frekwencja przekroczyla 70 tys. osob. Pod glowna scena scisk był naprawde niesamowity. Ale nic dziwnego – ekipa Jonathana Davisa wystepowala na Wegrzech po raz pierwszy. Warto wspomniec ze przed nimi zagrala najwieksza gwiazda wegierskiego metalu – Tankcsapda. Zespol z pewnoscia kultowy, jeśli wziąć pod uwage fakt, iż ilosc osob w ich koszulkach dorownywala tym w koszulkach Korna. Grali calkiem fajnie, cos w rodzaju melodyjnego hard-rocka, ale ciezkiego i przypominajacego brzmieniowo „nowsza” Metallike. Przyjeci zostali oczywiście niezwykle goraco, ale to nie oni byli tego dnia gwiazda nr 1. Przed wyjsciem Korna naprawde czulo się podniecenie wśród publicznosci. A ze sceny niestety (choc można się było tego spodziewac) już od poczatku wialo gwiazdorstwem. Wielki, umieszczony na podwyzszeniu zestaw perkusyjny, scenografia wykorzystujaca motywy z okladek wszystkich dotychczasowych, olbrzymi banner z nowym logo, swoja droga bardzo fajnym (z trupimi paluszkami, hehe). Szkoda tylko ze przy tym calym zadeciu sam koncert wypadl jakos tak srednio. Nie wiem czy chcieli pokazac jak wielkimi gwiazdami sa, czy po prostu sobie olali czy jeszcze cos, w kazdym razie moim zdaniem zdecydowanie czegos tam brakowalo. Niby wszystko było ok., grali naprawde z czadem, Munky (jako jedyny gitarzysta, wystepuja teraz na scenie we czterech) momentami az plakal z przejecia, Jonathan w zabawnej skorzanej spodniczce z paskami i logo Adidasa miotal się po scenie, a groznie wygladajacy Fieldy gral tak, ze az się ziemia trzesla, to jednak cos nie zaiskrzylo. Fajnie się to ogladalo, bo chociaz nie znam zbyt dobrze dyskografii Korna, to jednak byłem w stanie rozpoznac praktycznie każdy kawalek (to jest sila slawy...), poza tym 2 covery które zagrali („One” Metalliki i „Another Brick in The Wall” Pink Floydow, z jedyna w czasie koncertu solowka gitarowa, co tez swiadczy o dzisiejszych tendencjach w muzyce) wyszly naprawde swietnie. Co wobec tego było „nie tak”? Po pierwsze grali dosc krotko, zdecydowanie za krotko jak na taki koncert. Po drugie – zawiodlo naglosnienie. Akustycy niezle oddali charakterystyczne brzmienie Korna, ale cos się dzialo z wokalem, którego momentami po prostu nie było. Poza tym – gwiazdorstwo. W ogole nie probowali nawiazac kontaktu z publicznoscia, wiedzieli ze ta i tak ich kocha. W ich postawie nie było czegos takiego „sympatycznego”, co ma w sobie wiele zespolow. Raczej chlod i dystans czy nawet niechec. No i widac bylo ze rzeczywiscie dobrze im się powodzi – wystarczylo spojrzec na okazaly brzuszek Jonathana;) Było tez cos jeszcze, z czym się jeszcze nigdy do tej pory nie spotkalem na koncercie kapeli tej miary. Otoz po zagraniu mniej wiecej 4 kawalkow nagle wszyscy zeszli ze sceny i w zasadzie nikt nie wiedzial co się stalo. Publicznosc stala i czekala a na scenie po prostu nic się nie dzialo. Wygladalo to na pierwszy rzut oka na jakies problemy techniczne, ale żaden czlonek zespolu nie pofatygowal się żeby powiedziec choc slowo do publicznosci, wyjasnic, przeprosic. Macie czekac i już... Po dobrych kilku minutach na scenie pojawil się Fieldy, usiadl i zaczal cos sobie „plumkac” od niechcenia na basie. Potem znowu zszedl i dopiero po jakichs 10 czy 15 minutach wrocil na scene caly zespol i zaczeli grac dalej jakby nigdy nic. Niestety przez ten czas napiecie kompletnie siadlo, magia prysla. Ciekawe swoja droga jak wypadna za pare dni u nas w Spodku...

Nieco rozczarowani wystepem Korna przemiescilismy się szybko w strone sceny Hammerworld, gdzie za chwile miał się pojawic finski SENTENCED. I tutaj znowu zroznicowane oczekiwania: to ich ostatnia trasa, jeden z ostatnich koncertow – czy sobie oleja, tak jak to zrobili na Tusce, czy raczej wrecz przeciwnie? Zaczeli tak, ze zaskoczyli wszystkich. No bo gdy na scenie pojawilo się 4 panow i zaczeli grac porzadny, chociaz melodyjny death metal, powaznie myslelismy z Katty ze musielismy się pomyslic i na pewno była jakas zmiana w programie bo to przeciez w zadnym wypadku nie jest Sentenced... Very Happy Nic bardziej blednego. Gdy po skonczonym kawalku przed zdziwiona i zdezorientowana publicznoscia pojawil się Ville Laihiala, wszyscy zrozumieli, ze to po prostu taki zart zespolu, który przeciez od death metalu zaczynal. Czyli zaczeli mocno, ale dalej tez było bardzo porzadnie. Nasze obawy prysly, bo naprawde dali z siebie wszystko i zagrali swietny koncert, przetykany niestety co jakis czas raz kretynskimi, a raz ironicznymi uwagami frontmana, majacego zdecydowanie oryginalne poczucie humoru. Ale nawet to (lacznie z piciem wodki na scenie) nie psulo ogolnie bardzo pozytywnego wrazenia jakie zespol po sobie zostawil. Grali jakies 75 minut, na koniec uraczyli jeszcze sluchaczy wlasna wersja „The Trooper” Maidenow, odspiewana choralnie przez niemal cala widownie, a kiedy po skonczonym koncercie zapytalem Katty jak to wyszlo w porownaniu z Tuska, odpowiedziala po prostu „Nie ma porownania”...

Nastepnego dnia na scenie Hammerworld pojawily się wyjatkowo 2 zagraniczne gwiazdy. Pierwsza z nich to niemiecka grupa BRAINSTORM. Nie jest to może zespol bardzo znany, raczej taka „druga liga”, ale cieszy sie mocna i ugruntowana pozycja w metalowym swiatku. Ja uslyszalem ich pierwszy raz na krotko przed festiwalem wiec nie za bardzo wiedzialem czego mam się spodziewac. Ale jak tylko wyszli na scene i zaczeli grac, od razu mnie do siebie przekonali, podobnie zreszta jak wieksza czesc publicznosci. To był jeden z tych koncertow kiedy na poczatku pod scena jest tylko niewielka grupka oddanych fanow, a reszta stoi gdzies z tylu i się przyglada, a pod koniec wszyscy się razem bawia. Znakomity kontakt z publicznoscia i umiejetnosc przyciagniecia uwagi niezdecydowanych – tak z pewnoscia można scharakteryzowac wystep Niemcow. Maja naprawde swietnego frontmana, który poza tym ze wyglada jak Lorenzo Lamas (hehe), to jeszcze jest bardzo sympatyczny, wspina się na konstrukcje sceny, co chwile schodzi do fanow, spiewa razem z nimi itp. A do tego naprawde umie spiewac. Co do muzyki która prezentowali, to można ja okreslic jako progresywny power metal, ale zagrany z wieksza moca i ciezarem niż robi to wiekszosc przedstawicieli tego gatunku. Wyroslem już troche z takiej muzyki, ale mysle ze kazdemu, kto jak ja wychowal się na Helloween, Brainstorm powinien przypasc do gustu. Bardzo fajny koncert Smile

Po Brainstorm na scenie miała się pojawic legenda NWOBHM – SAXON. I pewnie się pojawila, jednak mi nie dane było tego ogladac bo po pierwsze az tak bardzo za ta grupa nie przepadam, a po drugie na glownej scenie wlasnie zaczynal grac Franz Ferdinand, który moim skromnym zdaniem jest najfajniejsza nowa kapela rockowa na swiecie, wiec decyzja była oczywista Very Happy I nie zaluje bo Franz dal swietny koncert, ale to już zupelnie inna historia...

W tym miejscu warto wspomniec o jeszcze jednym rock’n’rollowym zjawisku (bo o „zespole” trudno tu raczej mowic), które tego dnia zaistnialo na glownej scenie. Projekt nazywa się JULIETTE AND THE LICKS i slowo „zjawisko” jak najbardziej tu pasuje. Jest to kapela zalozona przez znana i ciekawa skadinad aktorke Juliette Lewis (m. in. „Urodzeni Mordercy”, „Kalifornia”, „Co gryzie Gilberta Grape’a”), która postanowila teraz zostac gwiazda rocka. I pomysl swój zaczela wprowadzac w zycie, a ze jej umiejetnosci wokalne nie sa imponujace, wykorzystuje wiec inne walory, którymi natura ja obdarzyla. Propozycja muzyczna „zespolu” to dosc standardowy amerykanski hard rock/rock’n’roll, ale to co ta dziewczyna wyprawia na scenie jest rzeczywiscie warte zobaczenia... Biega, skacze, tarza się, ociera się o muzykow, wklada sobie mikrofon miedzy nogi i ogolnie przyciaga uwage meskiej czesci publicznosci ;P Szkoda tylko ze na dluzsza mete nie da się niestety tego sluchac... Very Happy

Kolejny dzien to niestety zalamanie pogody, które uniemozliwilo nam obejrzenie wystepu legendy industrialu – SKINNY PUPPY. A sadzac po zdjeciach na oficjalnej stronie festiwalu mogl to być naprawde ciekawy show, szczególnie wizualnie, jako ze czlonkowie zespolu lubia się malowac i przebierac za rozmaite krwawe postacie. Jednak pozniej tego dnia widzielismy jedne z najlepszych wystepow podczas calej imprezy, wiec ogolnie nie było tak zle. Niestety dal o sobie znac odwieczny problem wielkich festiwali, tzn. 2 znakomitych artystow, na 2 roznych scenach, w tym samym czasie... Sad W naszym przypadku byli to Nick Cave oraz Opeth. Do konca zastanawialismy się co wybrac, w koncu zdecydowalismy się obejrzec czesc jednego i czesc drugiego. Na pierwszy ogien poszedl OPETH. Zespol, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiac, w przeddzien wydania nowej plyty, w znakomitej formie. Planowalismy zostac przez jakies 15 minut, zostalismy 45 i dlugo się zastanawialismy czy aby nie zrezygnowac z tego Nicka Cave’a... Smile M. Akerfeldt z kolegami doslownie mnie zaczarowali. Zawsze podobalo mi się to co robili, ale dopiero niedawno zaczalem ich sluchac bardziej intensywnie. Teraz, po tym koncercie, praktycznie nie slucham niczego innego;) Nie wiem jak oni to robia, ale te zmiany nastroju, to plynne przechodzenie od agresji i mocy do lagodnosci i melancholii sa wrecz niesamowite. A na zywo wychodzi to o wiele lepiej niż na plytach. Kawalki, które grali, trwaly w wiekszosci po 8-10 minut, ale tam nie było miejsca na znuzenie czy nawet maly oddech, ta muzyka wciagala sluchacza do wewnatrz i nie pozwalala mu się wyrwac... Wszystko w tym koncercie było perfekcyjne, a po uslyszeniu na zywo jak Akerfeldt potrafi plynnie przechodzic od growlingu do pieknego czystego wokalu, nie jestem w stanie powiedziec nic ponad to, ze to geniusz. A do tego niezwykle mily i sympatyczny czlowiek, bardzo spokojny i skupiony na scenie, ale nie pozbawiony subtelnego, ironicznego poczucia humoru w kontakcie z publicznoscia. Mistrzostwo swiata!

Dlatego tez z bolem serca udawalismy się pod glowna scene gdzie szalal już od jakiegos czasu NICK CAVE. Ale pozniej nie zalowalismy, bo Cave dal również swietny koncert, rownie „magiczny” i wciagajacy. Nie wiem czy ten czlowiek jest chory psychicznie czy nie, ale na scenie sprawia wrazenie jakby był innej rzeczywistosci, miota się w ciaglym transie, co jeszcze dodaje glebi i autentycznosci jego i tak dostatecznie mrocznym opowiesciom zawartym w piosenkach. Kiedy w takim transie zaspiewal „The mercy seat” to az mi ciarki przeszly po plecach... I najciekawsze jest to, ze do wytworzenia takiej atmosfery wcale nie potrzebuje ciezkich gitar, przebran, makijazy czy „mrocznej” scenografii. On po prostu to ma w sobie.

A potem, żeby otrzasnac się nieco z tego magiczno-schizofrenicznego klimatu jaki zostal po wystepach Opeth i Cave’a poszlismy zobaczyc kolejny zespol-legende, niezbyt może znany w Polsce, ale wszyscy wiemy jak to jest w kraju nad Wisla... Cool A naprawde malo jest na swiecie grup rownie wplywowych. Chodzi mianowicie o FISHBONE, jedna z najwaznieszych formacji tzw. „sceny crossover”, która dala poczatek takim gigantom, jak chocby RATM czy RHCP. Ta skladajaca się wylacznie z Czarnych grupa z Los Angeles zaprezentowala wybuchowa mieszanke punka, metalu, funky, jazzu, ska, reggae i God Only Knows czego jeszcze. Znakomita zabawa, duzo pozytywnych wibracji, szalejacy na scenie i poza nia wokalista (rzucal się w tlum z mikrofonem) – tak można scharakteryzowac ich wystep.

Ostatniego dnia na glownej scenie pojawila się kolejna gwiazda zza Oceanu – GOOD CHARLOTTE. Nie wiem czy ktos ich tu lubi, jeśli tak to przepraszam, ale dla mnie to była jakas kompletna porazka, i to pod kazdym względem. Panowie, którzy wygladaja jak skrzyzowanie kalki HIMa z kalka Eminema, graja kalifornijskiego pop-punka i wyglaszaja ze sceny glupoty o tym, jak wspanialym krajem sa Wegry, przetykane banalnymi maksymami o sensie zycia jakos niespecjalnie sa w stanie mnie do siebie przekonac. Ale widac było ze ludzie bawili się na ich koncercie calkiem niezle wiec może nie powinienem zbytnio narzekac...

I na tym wlasciwie festiwal się skonczyl. Nie wiem dlaczego akurat Good Charlotte zostalo wybrane na zamkniecie, ale to już pozostanie na zawsze tajemnica organizatorow. Jednak pomimo tego calosc moim zdaniem udala się znakomicie, zabawa była przednia, kapele dobrane bardzo fajnie (opisalem tutaj może 1/3 tego, co zobaczylem) i miejmy nadzieje ze w przyszlym roku będzie jeszcze lepiej, bo również zamierzam się wybrac. No i jak zwykle pozostaje zal ze u nas w Polsce nikt nie jest w stanie zorganizowac festiwalu z prawdziwego zdarzenia... Przykład Sziget pokazuje, ze jednak można, trzeba tylko troche chcieć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 16:06, 26 Sie 2005
DROLGOTH
Administrator

 
Dołączył: 23 Cze 2005
Posty: 981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





mam nadzieję,że przywiezliście troszke zdjęć Smile kilka na pewno wstawimy do relacji. Kurcze dobrze się będzie w końcu spotkac w 14 lub Rocku Very Happy i pogadac spokojnie przy napojach hyhy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 17:32, 26 Sie 2005
subcommandante
Diabeł bez wideł

 
Dołączył: 08 Lip 2005
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z otchłani i czeluści





To prawda, trzeba bedzie.. Very Happy
A co do zdjec to mamy ich z calego festiwalu ok. 600 wiec bedzie w czym wybierac (czesc jest juz zreszta na cgm-ie:
[link widoczny dla zalogowanych]
Zapraszam do ogladania Very Happy )
Nawet chcialem cos tu wrzucic, ale okazalo sie ze to se ne da Sad
Mimo to jesli bylaby taka mozliwosc to bardzo chetnie udostepnie


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 17:48, 26 Sie 2005
DROLGOTH
Administrator

 
Dołączył: 23 Cze 2005
Posty: 981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





oczywiście,że jest mozliwość,nie będę kopiować tych z [link widoczny dla zalogowanych] ,po prostu prześlij mi kilka fotek na pocztę,ja je umieszczę na serwerze i potem na forum.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pią 15:36, 09 Wrz 2005
DROLGOTH
Administrator

 
Dołączył: 23 Cze 2005
Posty: 981
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





69 EYES

BRAINSTORM

KORN

OBITUARY

OPETH

SENTENCED



Thx subcommandante za fotki Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 9:04, 12 Wrz 2005
subcommandante
Diabeł bez wideł

 
Dołączył: 08 Lip 2005
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z otchłani i czeluści





Dzieki za umieszczenie paru obrazkow! Very Happy
Szkoda tylko ze nie dodales Fishbone (mam nadzieje ze nie na zasadzie "nie znam to omijam" Razz ) i Juliette, bo fajnie wygladali i warto to zobaczyc.
Ale rozumiem ze z miejscem tez nie jest latwo wiec sie nie czepiam Very Happy
Jeszcze raz THX


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
PostWysłany: Pon 9:23, 12 Wrz 2005
d_darkness
Diabełek

 
Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa





subcommandante mogę Ci jedynie pozazdrośći ze byłes na takim festivalu i widziałes tyle świetnych gwiazd na zywo


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sziget Festival, Budapeszt 10-17.08.2005
Forum poświęcone muzyce metalowej Strona Główna -> Relacje
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie GMT  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin